wtorek, 25 czerwca 2013

This is the End

                                     POSŁUCHAJ ADELE SKYFALL






Przez całe dwa tygodnie Louis przynosił mi świeże czerwone róże. Było ich na prawdę dużo. Prawie wcale ode mnie nie odchodził. W dzień wyjścia ze szpitala obudziłam się wcześnie. Na blacie przy świeżym bukiecie leżała kartka:
                                          Witaj Słońce! Myślę że się nie gniewasz że mnie 
                                          dziś nie ma. Mam sprawę (pilną) na mieście
                                         Przyjedziemy po ciebie koło 12:00. 
                                         Kocham i Całuję 
                                                                                       ~~Lou ♥

Nie gniewałam się. Trochę mi było przykro ale trudno. Cisza i samotność była nie do zniesienia. Każda minuta dłużyła mi się z osobna. dochodziła 10 gdy do drzwi ktoś zapukał. Odgarnęłam szybko włosy i powiedziałam proszę. W progu stanęła wysoka brunetka z dobrze mi znanym wyrazem twarzy. W ręku trzymała bukiet jakiś kwiatów. Obojętne mi  było jakich. Już chciała wejść ale wyprzedziła ją pielęgniarka. Była taka zniecierpliwiona że bałam się o własne zdrowie. Przybiegła do mnie i zaczęła coś nerwowo klikać w komputer. Że nie byłam jeszcze wyplątana z wszystkich kabli coś nagle ukuło mnie mocno.
-Co pani robi? - Krzyknęła Eleanor i rzuciła się na nią. Ból nie ustępował. Przed oczami miałam widok Elki która wali w głowę pielęgniarkę a ta upada na ziemię z szyderczym uśmiechem. 
-Angela! - Z rozpaczą w głosie wyszeptała moja wybawczyni. Z trudem odpięła mi kable z dłoni i głowy. Po chwili leżałam na łóżku z okropnym bólem. Przysiadłam i zgięłam się w pół. Ujrzałam zakrwawioną pielęgniarkę. 
- Musimy uciekać... - Szepnęła El. Z łatwością otworzyła okno, wzięła moją torbę i gestem dłoni pospieszyła mnie. To było najlepsze wyjście. Podbiegłam zgięta do okna i wyszłam z niego. To był parter. W moje ślady poszła też towarzyszka. Pospiesznym krokiem poszłyśmy do jej kabrioletu . Był czerwony. Usiadłam na przednim siedzeniu i z bólem w głowie czekałam na śmierć...

sobota, 1 czerwca 2013


Hehehe To ja :) Podobna do Angeli Farewell Nie?

I look in your eyes, and I see... Nothing..

             O tak! Moje marzenie się spełniło! Jestem na polanie chmur. Lekki biały puszek otula moje uszy. Pochłonięta jestem czytaniem jakiegoś romansidła. Wszystkie problemy na raz zniknęły. Dokładnie to o nich zapomniałam.  Liczyłam się tylko ja, książka i nic poza tym.

Lekko przymrużyłam oczy by się dobrze przyjrzeć. Światło lampy szpitalnej raziło w oczy tak mocno że nie zdołałam ich otworzyć. Lecz ja się nigdy nie poddaje. Przynajmniej próbuję. Tylko jeden słychać było głos. Pik Pik Pik. Oraz cichy oddech człowieka. Wiedziałam kto to był. Dla niego skoczyłabym w ogień. Musiałam choć na chwile ujrzeć jego twarz. Z lekko otwartych oczu przebłyskiwała się zgrabna postać która ujmowała moją rękę. Czułam się silna zarówno na ciele jak i na duchu. Odważanie otworzyłam szerzej oczy.

- Angela? Kochanie, jestem tutaj. Przy tobie. Kocham cię. - Powiedział dobrze mi znany głos Louisa. I wtedy weszła niespodziewanie bardzo szczupła pielęgniarka z miłym wyrazem twarzy i powiedziała : 
-No kochany, całą noc tu siedziałeś na razie musisz wyjść. Zbadam tylko pacjentkę. - Louis posłusznie wyszedł, lecz ze smutną miną.- Jak się czujesz kochanie? Wszystko dobrze? Coś cie boli? Zaraz zawołam doktora Browna . Miałaś bardzo dużo szczęścia.
-Nie trzeba wszystko jest ok... Niech pani zawoła - wskazałam na Lou stojącego tyłem za szybą - tego pana , jeśli można. 
-Spokojnie dziecko, nie tak szybko. Ten pan może wejść dopiero po kontroli doktora.- Odpowiedziała po czym wyszła i zaczęła rozmawiać z Lou.  Tak byłam zagapiona na nich że nie zauważyłam że w progu stoi Lekarz. Uśmiechnęłam sie i gestem dłoni zaprosiłam go. 
-Witaj. Dobrze cię znowu widzieć. Jak się czujesz?
-Dzień Dobry. Jak mówiłam nic mi nie jest- skłamałam. 
-Jednak muszę to sprawdzić. Miałaś dużo szczęścia że akurat przechodziłem tą ulicą. Jakby znalazł cię ktoś inny... aż strach pomyśleć co by się stało. - Podszedł do mnie i poświecił mi latareczką w oku. Popytał o stan zdrowia itp. - Mam go zawołać? - Zapytał wychodząc i wskazując dyskretnie na Louisa. Kiwnęłam głową. Byłam Podekscytowana. Moje ręce drżały. Moje całe ciało drżało. I ta jedna myśl  przechodziła mi w głowie : A jeśli on mnie nie zechce? Jeśli będę kaleką ? I ciężarem do końca życia ? I Forever Alone.
Drzwi otworzyły się. Louis zrobił krzywą minę i podszedł do mnie biorąc moją rękę. Usiadł na taborecie i widząc moją zapłakaną twarz odrzekł delikatnym głosem : 
-Coś się stało? Nie chcesz żebym tu był? 
-Domyśliłam się. Nie utrudniajmy tego. Wiem nie chcesz już ze mną być. - Jego oczy nagle zbladły
-Co ty mówisz ? Oczywiście że nie. Kiedy ty to zrozumiesz że kocham cię całym sercem?
-A jeśli będę inwalidą. I jeździła na wózku. I będę tylko ciężarem?-Uśmiechnął się.
- Nawet jeśli. A mocno uderzyłaś się w głowę? Kochanie Heloł Masz tylko złamaną nogę . Za tydzień będziesz w pełni zdrowa. A zresztą nie opuszczę cię nigdy. Będziemy razem. Na zawsze. 





((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((








Po mimo tego że nie było 5 komentarzy postanowiłam pisac dla was i czystej przyjemności ^>^